Muzułmanka (nie)idealna | Historie muzułmanek #6


Zanim zdobyłam się na ten przełomowy krok, jakim jest szahada, miałam opory. Stoczyłam wiele bolesnych bitew. Bałam się. Nie islamu, muzułmanów, szeregu zasad czy reakcji innych. Nawet nie oceanu wiedzy, z którego przyszło mi ulewać po kropelce tu i ówdzie, a który za każdym razem pozostawiał mnie w zdumieniu. Czułam się niczym nic nieznaczący okruch wobec jego ogromu i głębi. Wiedziałam też, że nie zraziłyby mnie wojny słowne z bliskimi, zawsze gotowymi powiedzieć mi, że jestem głupia i ograniczam samą siebie chcąc podążać taką a nie inną drogą. Islam był moją miłością od pierwszego spojrzenia odkąd przeczytałam kulawe tłumaczenie Koranu, napisane prawdopodobnie z intencją odstraszania ludzi. Mimo, że nie rozumiałam wielu rzeczy, całym sercem wierzyłam, że powinnam żyć w sposób, jakiego wymaga islam. Czułam, że jest w nim coś, czego pomimo starań nie odnalazłam w swojej dotychczasowej religii. A ja tego czegoś rozpaczliwie poszukiwałam od czasów wczesnonastoletniego buntu.


Byłam przekonana, że trudne kwestie nie oznaczają wadliwości lub dziwactwa islamu, a brak zrozumienia spowodowany brakiem wiedzy z mojej strony. Po dziesięciu latach od tamtego momentu mogę stwierdzić, że się nie myliłam. Czułam, że to jest to, choć nie do końca rozumiałam dlaczego akurat taka miałaby być moja życiowa droga. Miałam osiemnaście lat i do wyboru wiele innych ścieżek, a wzywała mnie do siebie ta z pozoru najtrudniejsza, w której przez długi czas, bo ładnych kilka lat, będę błądzić na oślep niemalże sama, bez kogoś, kto by mi pokazał jak żyć islamem na codzień, bez punktu odniesienia, tonąc w morzu niezrozumiałych dla mnie pojęć, tak bardzo pragnąc to wszystko zrozumieć do końca i tak wiele razy potykając się, by móc to zrobić. Doświadczenie jest bowiem kluczowym elementem rozwoju. Można czytać o upadku całe życie, ale dopiero zadrapanie nauczy nas odporności na ból i tego jak się podnieść, by iść dalej.


Opory, które odciągały mnie od podjęcia tej decyzji, dotyczyły mnie. Bolesne bitwy, które stoczyłam, odbyły się w mojej głowie. Strach, że nie podołam, zawiodę, nie nadam się, nie będę wystarczająco dobra, że się zrażę, nie dawał mi spokoju. Oszukiwałam się, że na wszystko nadejdzie lepszy moment. Że wypowiem szahadę umiejąc się modlić. Że założę hidżab będąc doskonale przygotowana. Że odkąd go założę nie będę popełniała błędów. Dziś, kiedy widzę inne dziewczyny w tym samym martwym punkcie mówię im: nie odkładaj hidżabu na lepszy moment. Nie rób tego. Sobie ani innym.


Hidżab to nie aureola; islam to nie klub świętych z wyboru. Tak często błędnie zakłada się, że bycie praktykującym musi oznaczać bycie doskonałym. Że odkąd masz hidżab na głowie musisz być chodzącym przykładem pod każdym względem. Dlatego nieraz nie chcemy nawet spróbować. Ponieważ wmówiono nam, że na to nie zasługujemy. Nie jesteśmy wystarczająco święte. "Po co ci ten hidżab skoro masz to i to za uszami?" - słyszymy od niemuzułmańskich członków rodziny. Albo: "myślisz że jesteś świętsza od Papieża?" Mniejsza o nich, oni nie rozumieją. Ale czy my, muzułmanie, rozumiemy? Zwątpiłam w to, kiedy usłyszałam krytykę wobec jednej z dziewczyn noszących hidżab: "powinna szanować to co ma na głowie." Tylko dlatego, że popełniła jakiś grzech, podwinęła jej się noga. Naprawdę? A czy kawałek materiału; hidżab, dywanik modlitewny albo tasbih to jakieś święte relikwia? Same w sobie nic nie znaczą. To ich cel, czynność do jakiej służą, czyni je wyjątkowymi. Przeczytaj ponownie. Dywanik jest wyjątkowy tylko kiedy odmawia się na nim modlitwę. Chusta sama w sobie nie ma większego znaczenia niż podkoszulek. Jest cenna dopiero kiedy zakrywa włosy. Tasbih to tylko ułatwienie, nie jest różańcem błogosławionym przez świętych, równie dobrze możesz użyć palców. Więc jak ty, kobieta z krwi i kości, kochająca Boga, mogłaby nie być warta noszenia hidżabu? Chusta nie czyni Cię synonimem ideału. Nie musisz być wystarczająco dobra, nie grzesząca, by ją nosić. To samo z szahadą. Islam zmienia ludzi na lepsze, ale z czasem. Pod warunkiem, że ciągle będziesz walczyć z swoimi złymi nawykami, zmieni i Ciebie. Gdyby praktyka była tylko dla idealnych ludzi, nie byłoby ani jednego muzułmanina. Z pomocą Allah(a) subhanahu ła ta'Ala staniesz się z czasem lepszą osobą. By dążyć do wykorzystania potencjału jako najlepsza wersja siebie potrzeba dwóch czynników: nieustannego przyswajania wiedzy o islamie i pokory. Tylko wtedy zaadaptujesz to, co czytasz, a choć pewne rzeczy będą trudne do osiągnięcia, świadomość grzechu i żałowanie popełnienia grzechu są o niebo lepsze niż przekonanie, że jest się nieomylnym. Samo założenie chusty nie uczyni nikogo idealnym, ani nikt nie musi być wystarczająco wspaniały, by ją nosić. Nikt też nie musi być idealny, by wypowiedzieć szahadę. Tylko nieustanna praca nad sobą przez całe życie jest tym, co da nam szansę na sukces. Jeśli i Ty myślisz, że nadejdzie lepszy moment, kiedy będziesz lepszą muzułmanką - nie nadejdzie. Czeka Cię sporo pracy, potknięć, rozczarowań swoimi słabościami, grzechami, niemożnością bycia ideałem. Proces dojrzewania duchowego jest bolesny. Zupełnie jak z diamentem - zanim przejdzie wieloetapowy proces obróbki w ekstremalnych warunkach, jest zwyczajnym, brzydkim kawałkiem skały. Jeśli Allah azza ła dżal zasiał ziarenko miłości do islamu w Twoim sercu, zrobił to, ponieważ na to zasługujesz. Nie musisz udowodnić tego sobie ani innym. Z czasem, jeśli się przyłożysz, będziesz coraz lepszą osobą. Z dużą ilością du'aa i poświęcenia. To długa droga, warta każdej kropli potu. Nie zwlekaj zatem, wyruszaj w swoją podróż. Nie ma na co czekać. Te wszystkie elementy widoczne gołym okiem są symbolem Twojej tożsamości. Nie oznaką świętości. I choć nasze zachowanie jest najlepszym dałah, nie oczekujmy perfekcji, bo czynimy tym wiele szkody sobie nawzajem.


Sadeemka