Nostalgiczny spacer po przedislamskim życiu | Historie muzułmanek #56
Był gorący lipcowy wieczór, robiliśmy grilla za domem, w naszym zamurowanym dookoła tylnym "ogrodzie", który na codzień ze względu na beznadziejne wymiary służy głównie do suszenia prania i sadzenia przypraw. Czasem, w wakacje, korzysta z niego syn. Zasiedliśmy w nim wspólnie, w sumie pierwszy raz odkąd tu mieszkamy, a będzie to niedługo już cztery lata. Z reguły bowiem gdzieś biegamy licząc kroki w ramach odpoczynku. Cichy wieczór, uderzający swoim gorącem, był spokojny i bardzo przyjemny. Gdzieś w oddali bawiły się dzieci i, jak zawsze o tej porze roku, słychać było wesołe rozmowy sąsiadów. Zapach nagrzewającego się grilla przywołał masę wspomnień z dzieciństwa. Zażartowałam o tym na głos, nieświadoma intensywności, z jaką miałam za chwilę odczuć spacer przez miejsca i uczucia sprzed lat. Nostalgia potrząsnęła mną tak, jak nie zrobiła tego od bardzo dawna.
Nagle znalazłam się na Śląsku, w lesie nad jeziorem, gdzie spędzaliśmy gorące letnie dni grillując z rodziną i przyjaciółmi. Znienacka uderzyło mnie, że wszystkich nas wygnało gdzieś poza granice Polski, co czyni tę rodzinną bliskość niewykonalną. Kiedy byłam dzieckiem, byliśmy niemal nierozłączni, i od tego czasu nie otrzymałam od Boga podobnej więzi, a jeśli już, to tylko na chwilę, jak gdyby wszystko to było zaledwie pożyczone. Nagle, wdychając smród palącego się węgla, odkryłam, że bardzo mi tego brakuje. Odkryłam również, jak bardzo tęsknię za tymi spokojnymi letnimi wieczorami na łonie natury i długimi rozmowami. W dużej mierze zatęskniłam po prostu za beztroskością dzieciństwa, zapachem lata i nieświadomością, że to wszystko będzie niedługo zaledwie słodkim wspomnieniem, a ci sami ludzie staną się momentami niemal obcy. Nieświadomością, że wcale nie będą przy mnie już zawsze, a podzieli nas o wiele więcej niż tylko kilometry i granice. Przez moment zatęskniłam nawet za Polską po tych jedenastu latach, przede wszystkim pod względem przewidywalnej letniej pogody i spędzania mnóstwa czasu poza domem. Puentą nie jest jednak moje wzdychanie do przeszłości i zrozumienie, że naprawdę zaczynam się starzeć. Przede wszystkim zrozumiałam, o czym pisała Aliyah, a co dziewczyny pięknie przetłumaczyły na język polski. Pisała ona: "Czasami będziesz wokół mnóstwa ludzi a i tak będziesz samotna, ponieważ podświadomie przeżywasz żałobę utraty poprzedniego życia i trudno jest ci zaadaptować nowe. Stracisz przyjaciół i rodzinę. Stracisz nawet i siebie, ponieważ nikt nie mówi na głos o kryzysie tożsamości będącym częścią bagażu kiedy przyjmujemy islam. Jest to kryzys wypływający na światło dzienne wiele lat po samej konwersji. Kiedy nadejdzie, a najprawdopodobniej to zrobi, trzymaj się mocno."
( http://www.islampolska.pl/2021/06/dzis-mija-22-rocznica-odkad-przeszam-na )
W tej jednej przepełnionej żalem chwili zozumiałam, że tak jak można nagle tęsknić za dzieciństwem, tak można i tęsknić za dawnym źyciem przed islamem. Równie intensywnie i tak po prostu. I że każda z nas, na jakimś etapie życia, bardziej lub mniej tego doświadczy. By tak się stało, wcale nie trzeba być nieszczęśliwą albo nie lubić obecnego życia. Można po prostu natknąć się na czynnik wywołujący lawinę wspomnień i doświadczyć złamanego serca ze względu na żałobę po tym, co już nie wróci. A jednak słyszeć o tym, a doświadczyć tego na własnej skórze, to dwie zupełnie różne perspektywy. Przychodzi nam się zmagać w tym życiu ze stratą na wielu płaszczyznach. Między innymi być może dlatego, byśmy bardziej tęsknili za Dżannah, w którym czeka na nas wszystko, czego brakowało nam tutaj. A jednak ten czas oczekiwania pomimo świadomości nagrody potrafi bywać trudny, smutny, samotny i bolesny. Nie ma w tym jednak oznaki słabości ani kiepskiej wiary. Człowiek po prostu odczuwa bogatą paletę uczuć, ponieważ tak go stworzono. Tylko tyle.
Sadeemka