Podróż wgłąb siebie | Historie muzułmanek #48
Luty 2020. Wtorek. Olśnienie.
Ten wieczór był tak bardzo inny, wręcz przełomowy, choć nic tego nie zapowiadało. Siedziałam pod kocem przeczekując sztorm, kiedy postanowiłam dać wreszcie szansę od dawna polecanej mi pozycji. Rzuciłam okiem na dłuższy fragment, wracając do niego kilkakrotnie, zbyt zmęczona, by móc się skupić. Wreszcie, sfrustrowana swoim własnym podejściem, przeczytałam tekst porządnie. I drugi raz, i trzeci. I wtedy wydarzyło się coś, czego nie mogłam przewidzieć w niczym dotąd niewyróżniający się wtorkowy wieczór: doznałam olśnienia. Niczym piorun uderzyła mnie nagle świadomość dlaczego przez większość swojego życia cierpię nosząc w sobie ból, z którym jak dotąd nie miałam pojęcia jak sobie poradzić. Dlaczego inni tak często mnie zawodzą, nie spełniając moich oczekiwań, nie będąc w stanie wypełnić luk w moich emocjonalnych potrzebach, a ja, udając że wszystko jest wporządku, przez większość czasu chowam ten okropny żal nawet przed sobą samą, przekonana, że to moja wina, że czuję zbyt dużo i zbyt intensywnie, czytam między wierszami rzeczy których tam nie ma i potrafię dać się zniszczyć kompleksom innych ludzi. Dlaczego ten ból serca przychodzi znikąd, jak byłam dotąd przekonana, a także dlaczego nie wolno mi winić za niego innych. Mówią, że niektóre książki odmieniają nasze życie. Ta zdecydowanie do nich należała. Dlatego kobiece spojrzenie na sprawę jest niezbędne, bym, już jako kobieta, mogła rozpocząć podróż wgłąb siebie i wytłumaczyć kilkuletniej mnie, jak wyleczyć się z niekończącej się rozpaczy. Jak ją zaadresować, a przede wszystkim, jak nie odsuwać jej na bok, latami udając, że nie istnieje. Tego wieczora Isza była najlepszą, jakie mi się zdarzyły od dłuższego czasu. Podeszłam do niej z lżejszym sercem. Zrozumiałam, że to, przez co przechodzę, jest normalne i naturalne, tylko jak dotąd niewiele osób określiło to wprost. Zaintrygowana zdecydowałam się zmierzyć wreszcie z całością tematu, co odsuwałam od długiego czasu "na kiedyś". Być może właśnie rozpoczęłam proces sklejania się emocjonalnie w jeden kawałek, po dwudziestu siedmiu latach nie rozumienia, co się ze mną dzieje. Być może, kiedy książka już wpadnie w moje ręce, zrozumiem o wiele więcej. A wszystko zaczęło się tak:
Fragment książki "Odzyskaj swoje serce" autorstwa Yasmin Mogahed
"Przywiązanie
Dlaczego ludzie się rozstają?
Pewnego razu jako 17 latka miałam sen. Śniło mi się, że siedziałam w meczecie i podeszła do mnie mała dziewczynka, i zadała mi pytanie. Zapytała: "Dlaczego ludzie muszą się rozstawać?"
Pytanie to było pytaniem osobistym, ale było dla mnie jasne dlaczego pytanie to padło w moja stronę.
Ja byłam osobą, która się łatwo przywiązywała.
Takie usposobienie można było u mnie zauważyć już od czasu kiedy byłam dzieckiem. Nie byłam w stanie tak jak inne dzieci w wieku przedszkolnym z łatwością wracać do dobrego humoru po tym jak rodzice zostawiali nas w przedszkolu. Kiedy tylko zaczęłam płakać, wielką trudnością było zatrzymanie łez.
Z wiekiem nauczyłam się przywiązywać do wszystkiego dookoła. Od czasu kiedy byłam w zerówce (6-7 lat), potrzebowałam najlepszego przyjaciela. Kiedy byłam starsza, każda sprzeczka z przyjaciółką była dla mnie czymś druzgocącym. Nie potrafiłam z niczym się rozstać. Ludzie, miejsca, wydarzenia, zdjęcia, momenty - nawet wszelkie rezultaty stały się obiektami silnego przywiązania. Kiedy sprawy nie szły tak jak chciałam, albo tak jak sobie wyobraziłam, że powinny wyglądać, czułam się skończona. I to moje rozczarowanie nie było jakimś zwyczajnym uczuciem. Było to wręcz katastrofalne doświadczenie. Wystarczył jeden zawód, a już nie potrafiłam się do końca pozbierać. Nie potrafiłam zapomnieć, a rana nigdy się nie zagoiła. Jak szklany wazon który umieścisz na brzegu stołu, kiedy się zbije, jego kawałki nie będą już nigdy do siebie pasowały.
Jednakże problemem nie był sam wazon, ani to że się rozbijał. Problem leżał w tym, że ja te wazony stawiałam na krawędzi stołów. Te powstałe więzi sprawiły, że stałam się zależna od moich relacji, w których odnajdywałam zaspokojenie własnych potrzeb. Pozwoliłam tym relacjom definiować moje szczęście czy też smutek, moje zaspokojenie lub pustkę, moje poczucie bezpieczeństwa, a nawet moją samoocenę. I tak jak stawiając wazon w miejscu, gdzie upadek jest nieuchronny, tak samo poprzez rzeczy, od których byłam zależna, stawiałam się na drodze prowadzącej do rozczarowania. I to jest to czego dokładnie doświadczyłam: rozczarowanie, załamanie jedno po drugim.
Jednakże to nie ludzie, którzy mnie zranili byli winni, tak jak nie można obarczać winą grawitacji za stłuczony wazon. Nie możemy obwiniać praw fizyki kiedy złamie się gałąź pod naszym ciężarem, kiedy się o nią oprzemy. Ta gałąź nie była stworzona by nas udźwignąć.
Tylko Bóg jest w stanie nas unieść. Zostało nam powiedziane w Koranie: "...ten, kto odrzuca zło i wierzy w Boga, ten uchwycił za najpewniejszy uchwyt, który się nigdy nie połamie. A Bóg wszystko słyszy i widzi." (Koran, 2:256)
Werset ten zawiera w sobie bardzo istotną lekcję - że jest tylko jeden uchwyt, który się nie złamie. Jest tylko jedno miejsce, gdzie możemy sprowadzać nasze uzależnienia. Jest tylko jeden rodzaj relacji, która powinna definiować naszą samoocenę i jest tylko jedno źródło, z którego powinniśmy czerpać największe szczęście, zaspokojenie i poczucie bezpieczeństwa. To Bóg.
Jednakże, ten świat skupia się na szukaniu tych rzeczy wszędzie poza Bogiem. Niektórzy z nas szukają tego wszystkiego w karierze, niektórzy w bogactwie, inni w pozycji społecznej. Inni, tak jak ja, szukają tego w relacjach międzyludzkich. Elizabeth Gilbert w swojej książce "Jedz, módl się, kochaj" opisuje swoją pogoń za szczęściem. Opisuje ona swoje kolejne związki, a nawet podróżuje dookoła świata w poszukiwaniu zaspokojenia. Poszukuje tego zaspokojenia - bezskutecznie - w swoich związkach, w medytacjach, a także w jedzeniu.
I to jest dokładnie sposób w jaki ja przeżyłam większość swojego życia: poszukując sposobu by zapełnić moją wewnętrzną pustkę. Więc nie mam żadnych wątpliwości dlaczego ta mała dziewczynka w moim śnie zadała mi takie pytanie. Było to pytanie o stratę, o rozczarowanie. Było to pytanie o bycie zawiedzionym. Pytanie o poszukiwaniu czegoś i powrocie z pustymi rękami. O to co się dzieje kiedy kopiesz gołymi rękami w ziemi: bo nie tylko powrócisz z niczym - ale i połamiesz swoje palce poprzez takie działanie. Zrozumiałam to nie poprzez czytanie, nie poprzez słuchanie mędrców. Zrozumiałam to poprzez ciągłe powroty do tego samego punktu.
Zatem pytanie tej małej dziewczynki było tak naprawdę moim pytaniem... zadanym samej sobie.
Tak naprawdę pytanie to było o naturę tego świata (dunja) jako o miejsce ulotnych chwil i chwilowych przywiązań. Miejsce, gdzie ludzie są z tobą jednego dnia, a kolejnego dnia cię zostawiają albo umierają. Ta rzeczywistość jest bolesna dla nas, gdyż jest sprzeczna z naszą prawdziwą naturą. My, ludzie, jesteśmy stworzeni by poszukiwać, kochać i dążyć do tego co jest idealne i trwałe. Jesteśmy stworzeni by poszukiwać tego co jest wieczne. Szukamy tego, ponieważ nie zostaliśmy stworzeni do bycia tutaj. Naszym pierwszym i prawdziwym domem był Raj: miejsce, które jest idealne i wieczne. Problem polega na tym, że my usiłujemy to znaleźć w tym świecie. Zatem tworzymy kremy odmładzające i robimy operacje plastyczne, które są jak desperacki krok by mieć nad tym kontrolę - jako próbę do przemiany tego świata w coś czym nie jest i nigdy nie będzie.
Jeśli nasze serce jest przywiązane do dunja, zawsze spotka nas zawód. Oto dlaczego dunja sprawia ból. Dzieje się tak, gdyż z definicji dunja jest czymś chwilowym i dalekim od ideału, czymś co jest zupełnie sprzeczne z tym do czego zostaliśmy stworzeni by tęsknić. Allah sprawił, że czujemy pożądanie, które może być wyłącznie zaspokojone tym, co jest wieczne i idealne. Próbując znaleźć spełnienie w tym, co jest ulotne, biegniemy za hologramem, mirażem. Kopiemy w ziemi gołymi rękoma. Próba zamiany czegoś co jest z natury tymczasowe w coś co jest wieczne, jest jak próba wydobycia wody z ognia. Jedyne co, to się poparzymy. Tylko wtedy kiedy przestaniemy lokować nasze nadzieje w dunja, tylko wtedy kiedy przestaniemy próbować przemieniać dunja w coś czym nie jest – i nigdy nie miało być (Dżannah, Raj) – tylko wtedy przestaniemy być rozczarowani tym życiem.
Musimy także zrozumieć, że nic nie dzieje się bez powodu. Nic. Nawet złamane serce. Nawet ból. To złamane serce i ten ból są dla nas lekcją i znakiem dla nas. Są ostrzeżeniem, że coś jest nie tak. Są ostrzeżeniem, że musimy coś zmienić. Tak jak ten ból kiedy się oparzysz jest ostrzeżeniem by cofnąć rękę od ognia, emocjonalny ból alarmuje nas, że potrzebna jest wewnętrzna zmiana. Musimy się pozbyć tego przywiązania. Ból jest formą takiego przymusowego oderwania. Tak jak droga ci osoba, która cię rani w kółko, im bardziej dunja sprawia ci ból, tym bardziej nieuchronne jest oderwanie od niej. Tym bardziej przestajemy to życie kochać.
Ten ból jest wskaźnikiem do naszego przywiązania. To, co sprawia, że płaczemy, to, co sprawia nam największy ból, wskazuje na miejsce, gdzie nasze nieprawdziwe przywiązanie jest ulokowane. I to są te rzeczy, do których jesteśmy przywiązani w sposób w jaki powinniśmy być przywiązani tylko i wyłącznie do Allaha, stają się one przeszkodą na drodze do Boga. Ból jest tym co czyni to przywiązanie jawnym. Ten ból powoduje w naszym życiu stan, który chcemy zmienić, i jeśli tylko pojawia się coś, co nam się nie podoba, możemy to zmienić z pomocą Bożej formuły. Bóg mówi: „Zaprawdę, Bóg nie zmienia tego, co jest w ludziach, dopóki oni sami nie zmienią tego, co jest w nich.” (Koran, 13:11)
Po wielu latach wpadaniu nieustannie w ten sam schemat prowadzący do rozczarowań i złamanego serca, w końcu zaczęłam rozumieć coś, co okazało się bardzo głębokie. Zawsze myślałam, że miłość do dunja dotyczy tylko przywiązania do rzeczy materialnych. A ja do takich rzeczy nie czułam przywiązania. Ja byłam przywiązana do ludzi. Byłam związana z momentami, z emocjami. Zatem pomyślałam, że przywiązanie do dunja nie jest moim problemem. Czego nie rozumiałam, to to, że ci ludzie, momenty, emocje są częścią dunja. To czego nie byłam świadoma, to to, że ten ból jaki doświadczyłam w moim życiu był spowodowany tylko i wyłącznie jedną rzeczą: miłością do dunja.
Jak tylko zaczęłam to rozumieć, zasłona z moich oczu opadła i zaczęłam dostrzegać, gdzie leżał mój problem. Oczekiwałam od życia by było tym, czym nie było i czym nigdy nie miało być – czymś idealnym. I jako, że jestem idealistką, robiłam wszystko co w mojej mocy, by to życie jakim uczynić. Musiało być idealne. I nie zaprzestawałam swoich działań dopóki nie osiągnęłam tego, co chciałam. Dawałam z siebie wszystko by uczynić Raj z tego życia. Znaczyło to, że oczekiwałam od ludzi, którzy byli dookoła mnie, by byli idealni. Oczekiwałam tego, by moje relacje i związki były idealne. Oczekiwałam tak dużo od ludzi, którzy byli dookoła mnie i od tego życia. Oczekiwania. Oczekiwania. Oczekiwania. I jeśli istniałby przepis na bycie nieszczęśliwym, to byłyby to: oczekiwania. I tutaj miała miejsce moja wielka pomyłka. Moim błędem nie było posiadanie oczekiwań; jako istoty ludzkie, nigdy nie powinniśmy tracić nadziei. Problem leżał w tym, ”gdzie” lokowałam moje oczekiwania i tą nadzieję. Tak naprawdę moje oczekiwania i nadzieje nie były pokładane w Bogu. Moje nadzieje i oczekiwania były pokładane w ludziach, relacjach międzyludzkich, możliwościach. Ostatecznie, moje nadzieje były ulokowane raczej w dunja niż w Allahu.
I dane mi było zrozumieć coś bardzo głębokiego, Prawdę. Zaczął pojawiac się w moich myslach pewien wers z Koranu. To był wers, który słyszałam wcześniej, ale po raz pierwszy zrozumiałam, że opisywał on mnie: „Zaprawdę, dla tych, którzy nie mają nadziei na Nasze spotkanie i którzy zadowalają się życiem tego świata, i znajdują w nim upodobanie, a zaniedbują Nasze znaki” (Koran, 10:7)
Myśląc, że mogę mieć tutaj wszystko, moja nadzieja nie leżała w spotkaniu z Bogiem. Moja nadzieja leżała w dunja. Ale co to znaczy pokładać nadzieje w dunja? Jak można tego uniknąć? Znaczy to, że jeśli masz przyjaciół, nie oczekuj od nich by wypełnili twoją pustkę. Kiedy bierzesz ślub, nie oczekuj od małżonka by zaspokoił twoje wszystkie potrzeby. Jeśli jesteś aktywistką, nie pokładaj swojej nadziei w tym jak to się zakończy, w rezultatach. Kiedy masz jakieś problemy, nie polegaj tylko na sobie. Nie polegaj na ludziach. Polegaj na Bogu.
Szukaj pomocy u ludzi – ale zrozum, że to nie ludzie (i nawet nie ty sama) są tymi, którzy cię ocalą. Tylko Allah jest w stanie robić takie rzeczy. Ludzie są tylko narzędziami, drogą i sposobem użytym przez Boga. Ale oni sami nie są źródłem tej pomocy, wsparcia, czy ocalenia w jakikolwiek sposób. Tylko Bóg nim jest. Ludzie nawet nie potrafią stworzyć skrzydła muchy (Koran, 22:73). Zatem jeśli nawet dochodzi do interakcji zewnętrznej z ludźmi, to skieruj swoje serce w stronę Boga. Stań przed Nim sam na sam, tak jak prorok Abraham (pokój z nim) pięknie powiedział :”Oto skierowałem swoje oblicze ku Temu, który stworzył niebiosa i ziemię, jako prawdziwy wierzący, ja nie jestem z tych, którzy dodają Mu współtowarzyszy.” (Koran, 6:79)
Jak prorok Abraham (pokój z nim) opisuje swoją drogę do tego punktu? Obserwuje księżyc, Słońce i gwiazdy i zauważa, że one nie są idealne. Są one ustawione.
Zawodzą nas.
Zatem prorok Abraham (pokój z nim) został sprowadzony by stanąć sam na sam przed Allahem. Tak jak on, musimy całą naszą nadzieję, zaufanie i zależność ulokować tylko i wyłącznie w Bogu. A jeśli tego dokonamy, w końcu zrozumiemy co to znaczy znaleźć pokój i stabilność serca. Tylko wtedy ten roller coaster, który nadał znaczenie naszemu życiu będzie miał swój koniec. Dzieje się tak dlatego, że jeśli wewnętrzny stan zależy od czegoś co jest z definicji niestałe, ten stan wewnętrzny także taki będzie. Jeśli twój stan wewnętrzny będzie zależny od czegoś co się zmienia i jest chwilowe, to ten wewnętrzny stan będzie w nieustannym stanie niestabilności, poruszenia i niepokoju. To znaczy, że w jednej chwili będziesz szczęśliwa, ale jak tylko to, od czego wywodzi się twoje szczęście, ulegnie zmianie, twoja radość także podlegać będzie tym zmianom. I stajesz się wtedy smutna. Pozostajemy w takiej huśtawce nastrojów z jednej skrajności w druga skrajność, nie zdawając sobie sprawy skąd to się bierze.
Doświadczamy tego emocjonalnego roller coastera ponieważ nie odnajdziemy tej stabilności i trwającego spokoju jeśli nie ulokujemy naszych nadziei i nie będziemy polegać na tym co jest stabilne i trwałe. Jak możemy mieć nadzieję na znalezienie czegoś stałego, kiedy trzymamy się czegoś co jest niestałe i nietrwałe? W przekazie podanym przez Abu Bakr (niech Allah będzie z niego zadowolony) znajduje się głębokie przesłanie prawdy. Po tym jak prorok Muhammad (pokój i błogosławieństwo Allaha niech będą z nim) umarł, ludzie byli w szoku i nie potrafili pogodzić się z tą wiadomością. Pomimo tego, że nikt nie kochał proroka Muhammada (pokój i błogosławieństwo Allaha niech będą z nim) tak jak Abu Bakr (niech Allah będzie z niego zadowolony), rozumiał on na kim należy polegać i gdzie pokładać nadzieje. Powiedział on: „Jeśli czciłeś Muhammada, wiedz, że Muhammad nie żyje. Ale jeśli czciłeś Allaha, wiedz o tym, że Allah nigdy nie umrze.”
By osiągnąć ten stan, nie pozwól by źródłem twojego zadowolenia było cokolwiek innego niż relacja z Bogiem. Nie pozwól by twoja definicja sukcesu, porażki czy samooceny była czymkolwiek innym niż pozycja w jakiej się znajdujesz w stosunku do Allaha (Koran, 49:13) A jeśli tego dokonasz, staniesz się niezniszczalny, ponieważ twój uchwyt jest nie do złamania. Staniesz się nie do pokonania, ponieważ twój stronnik jest nie do pokonania. I nigdy nie zaznasz pustki, ponieważ twoje źródło zaspokojenia jest nieskończone i nigdy z niego nie ubywa.
Wracając myślami do tego snu jaki miałam, kiedy miałam 17 lat, zastanawiam się czy ta mała dziewczynka to byłam ja.Zastanawiam mnie to, gdyż odpowiedź jaką jej udzieliłam była lekcją, z której uczyłam się przez kilka kolejnych, bolesnych lat mojego życia. A odpowiedzią na jej pytanie „Dlaczego ludzie muszą się rozstawać?” było: „ponieważ to życie nie jest idealne, a gdyby tak było, to jak nazwalibyśmy to następne?”