Plandeka na żuka | Historie muzułmanek #72
Od zawsze ubierałam się mało odkrywająco, skromnie, bez dekoltu i w długich spodniach. Włosy nosiłam spięte.
Od zawsze też nienawidziłam pokazywać swojego ciała. Wręcz niemal parzyło mnie, kiedy inni na mnie patrzyli. Zatem chodzenie zakrytą ze względu na islam nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Ostatnio zadałam samej sobie pytanie, czemu wcześniej nie odwiedziłam sklepów z odzieżą muzułmańską i nie nakupowalam swetrów, narzutek i całej reszty. Przez to, że zmieniłam długość ubrań i fason na bardziej workowaty, zaczęły się problemy z komentarzami od (niewierzących) koleżanek, że wyglądam jak zwalista góra, ponieważ noszę rozmiar większy niż M czy L.
W meczecie podczas zbiorowej modlitwy też się wyróżniam, tym razem wzrostem, pośród innych, zebranych tam kobiet. Zawsze góruję nad nimi, co wzbudza ich zainteresowanie, na którym najmniej mi zależy, ale cóż poradzę, że sięgają mi raptem do ramienia.
Przez to, że jestem średnio 10-15 cm wyższa niż standardowa mieszkanka Południowej Azji, mam problem z zakupem swojej „plandeki na Żuka”. Albo nie mieszczę się w barkach, albo są zwyczajnie na mnie za krótkie. Ostatnio udało mi się znaleźć całkiem ładny, nie poliestrowy Kaftan. Niestety przez to, że mój ubiór zaczął odbiegać od tego normalnego, zaczęłam zwracać na siebie uwagę, której nie pragnęłam, właśnie przez to, że jestem duża, a teraz jeszcze chodzę w „powłóczystych kieckach”. Nie jest mi z tym łatwo. Uwielbiam się wytapiać w tło. Nie mieszkam w kraju muzułmańskim, a miejscu niemal neutralnym religijnie, gdzie liczba meczetów i kościołów jest w sumie wyrównana. Nie mieszkam jednak w dzielnicy głównie muzułmańskiej.
Nie założyłam hidżabu zaraz po przejściu na islam. Chodziłam ubrana po staremu, czyli w swoich przykrywających co trzeba długich ubraniach, ale to nie było takie, jakim powinno być. Bałam się właśnie tego, że przez mój wygląd będę wzbudzać to niezdrowe zainteresowanie, którego tak nie lubię. Więc chodziłam w tym, co zawsze. Kiedy pierwszy raz założyłam sam czepek pod hidżab, znajomi mimo tego, że wiedzieli, że jestem muzułmanką (mówię tutaj o moich znajomych niemuzułmanach i sąsiadach), pytali: a po co ci to? A dlaczego to założyłaś? Kiedy odpowiadam, że jestem muzułmanką, padały odpowiedzi, że „Przecież nie musisz! Nasze inne sąsiadki, które są muzułmankami, nie noszą i żyją”. Odpowiadałam, że każdy sobie rzepkę skrobie, ja nie będę za nie odpowiadać ani one za mnie i każdy ma prawo nosić to, co chce. Długo sobie w głowie powtarzałam tę odpowiedź, by być gotowa.
Ostatnio, kiedy byłam w centrum miasta, stresowałam się tym, że co ludzie powiedzą, jak mnie zobaczą taką zakrytą. Lecz po chwili dotarło do mnie, że ci ludzie nie są nikim ważnym w moim życiu. To kompletnie nieznane mi, anonimowe osoby, które widzę pierwszy raz w życiu na tej ulicy. Najprawdopodobniej nie spotkam ich już nigdy więcej! Nie znają mnie, nic o mnie nie wiedzą. Nie mają pojęcia, że ja nie jestem muzułmanką od urodzenia, że to jest dla mnie nowość. Tylko ja o tym myślę, bo nikt nie poświęca uwagi naszej osobie więcej niż my sami, to my sami ciągle aię zastanawiamy, co inni o nas pomyślą, co powiedzą, podczas gdy oni kompletnie nie zaprzątają sobie myśli naszą osobą. My dla większości z nich nawet nie istniejemy. Pozwoliło mi to trochę nabrać pewności siebie. Przestałam się o to martwić. Ostatecznie, to życie tutaj jest tymczasowe. To, co zrobimy tu, będzie się liczyć naprawdę dopiero tam, po drugiej stronie. Czy mój wstyd przed nieznajomymi będzie miał jakiekolwiek znaczenie w życiu przyszłym? Nie. No to się nie wstydzę.